`

Witamy na stronie internetowej Domu nad Stawami

Poezja

Robert Chromiński (przeczytaj wiersze)

(2013-02-26 15:02:55)


"Ballada o alkoholiku ..."


W młodości złe przykłady często widywałeś,
I w towarzystwie starszych kielich wypijałeś.
Byłeś w dobrym humorze, czułeś się mężczyzną,
Nie wiedząc, że drugi dzień stanie się szarzyzną.

I tak biegły lata, stałeś się dorosły,
Mogłeś sobie pozwolić, apetyty rosły.
Stałeś się kimś w życiu, dobrze zarabiałeś,
Z tego tytułu towarzysko sobie pozwalałeś.

A więc towarzystwo – dziewczyny i huczne zabawy,
Przy tych okazjach nie wypić, ależ nie ma sprawy.
A więc pito litrami do nieprzytomności,
Gdy wstałeś rano z podłogi, nie było już gości.

Stwierdziłeś brak pieniędzy, innych kosztowności,
Nie wiedząc kogo winić z będących tu gości.
Pożyczając pieniędzy, szedłeś się zaprawić,
Aby powrócił humor, i zdrowie naprawić.

Pijąc już nałogowo, rzadko pracowałeś,
Tylko wtedy – kiedy już pieniędzy nie miałeś.
Gdy do pracy pijaka nikt nie potrzebował,
Jakiś ciuch lub przedmiot, do torby żeś schował.

Gdy stwierdziłeś, że handel pomyślnie ci leci,
Zjawili się kompani – jeden, drugi, trzeci.
Zaczynała się znowu zabawa od nowa.
Dotąd, gdy do torby nie miałeś co schować.



Innemu w młodszych latach przyszło się ożenić,
Chciał się ustabilizować – stan cywilny zmienić.
Z początku była miłość, wszystko w domu grało,
I wypić towarzysko czasu zawsze stało.

Bo to imieniny, urodziny, chrzciny, jubileusze,
Czasami biorąc w nich udział cierpiałeś katusze.
Bo mając rano kaca biegłeś na melinę,
Zostawiając w domu spłakaną dziewczynę.

Żona zrazu Ci wybaczała, groziła Ci palcem,
Nie wiedząc, że z biegiem lat staniesz się zakalcem.
Dla dziecięcia nigdy też nie miałeś czasu,
By pójść z nim na spacer, wybrać się do lasu.

I tak biegło Twoje życie jak rzucone kości,
A alkohol bezustannie trawił twe wnętrzności.
Bolało serce, wątroba i inne organa,
Cierpiałeś nie wypiwszy z wieczora i rana.

Przybywając do szpitala – marnie wyglądałeś.
Tam zastrzyki, kroplówki i inne leki brałeś.
Lekarze się dwoili, troili, na głowie stawali,
I jak mogli życie Twoje ratowali.

Gdy doszedłeś do zdrowia, żona Cię prosiła,
Żeby zbawienna wszywka w Tobie się zmieściła.
Po wszelkich namowach wreszcie się zgodziłeś,
I przez dwa lata jak młodzieniec żyłeś.

Jaki byłeś szczęśliwy, żona wniebowzięta,
Nawet pozwoliła wypić w wielkie święta.
Nie wiedziała biedna, że znów się odmienisz,
I szczęśliwa dwa lata znowu w piekło zmienisz.

Piłeś teraz codziennie, by odpić dwa lata,
Nie słuchałeś płaczu dziecka, „nie pij, nie pij tata!”.
A i prośby żony nic nie pomagały,
Gdyż rano na Ciebie meliny czekały.

Doszło w końcu do tego, żona Cię rzuciła,
Nawet kartki papieru Ci nie zostawiła.
Wybrała nowe życie wszystko przebolała,
O Tobie alkoholiku dawno zapomniała.

A trzeźwi pomyślą, skąd się wziął ten napój,
Że przez jego nadużywanie zapił się na zabój.
Był to wszystkich przyjaciel i dobry kolega,
Z jego kompanów trumny, dziś nikt nie oblega.


Bywały odwykówki, wszywki oraz inne cuda,
Alkoholika wyleczyć nie zawsze się uda.
Wyleczyć go może tylko silna wola,
Gdy jej nie ma, nie będzie już z niego idola.

Cóż – na zakończenie to straszna choroba,
Twoja kolego i moja, o tym wiemy oba.
Pamiętaj serce jedno, we mnie w Tobie bije,
Szczęśliwy niepijący, alkoholik gnije.

Serce, życie jest jedno, tak we mnie i Tobie -
Pomyśl życie jest jedno, a ciemno jest w grobie.
Dziś często robotnik gorzałką się raczy,
Wolałbym, aby wódka była dla bogaczy.



Za okupacji wódka zawsze była w doma,
Kto chce dziś nas upijać, to jest rzecz wiadoma.
Co bardziej świadomy pije ją z umiarem,
Mniej świadomy nosi się z upicia umiarem.

Alkoholu z Polaków nie wykorzenimy,
Chyba, że w Polsce prohibicję wprowadzimy.
Niektórzy starają się nas otumanić,
Alkohol temu sprzyja, picie nie zna granic.

Kiedy się odrodzi Polska Niepodległa,
Gorzałka z naszych gardeł ucieknie do piekła.
Polski naród nie jest ni tępy, ni głupi,
Lecz go nieprzyjaciel alkoholem kupi.

Alkohol zatraca w narodzie najlepsze,
Dbajmy o zdrowie Polacy – to jest najważniejsze.
Tak na trzeźwo pomyśleć, czy to się opłaca,
Wiadomo, że alkohol wszystkim życie skraca.

O gdybyś Polsko trzeźwą być zechciała,
To byś gierkowskie długi szybko pospłacała.
Byłby z Ciebie kraj mlekiem i miodem płynący,
Życzenia z serca płynące – choć byłem pijący …

Robert Chromiński 1980 rok
P. S.
Wzorujcie się na mnie drodzy Przyjaciele,
Gdyż od ´80 roku popijam niewiele.
I choć piję niewiele, i w granicach przyzwoitości,
To administrację mimo wszystko złości.
I choć od alkoholu bronię się jak mogę,
Są okazje, gdy toastu odmówić nie mogę


♦♦♦

"Ballada o kobiecie"

Tak na wstępie, by nie tracić wątku,
Chcę napisać jak to było na początku.
Maleńkie to było i głośno płakało,
Dokąd się do matki piersi nie przyssało.
Kiedy zostało nakarmione, no i przewinięte,
To zaraz do spania znów poczuło chętkę.
Dziecię rosło szybko i dobrze się chowało,
Jak minął rok biegało i mamo wołało.
Było przez wszystkich pieszczone, hołubione,
Bawiło się i biegało w tą i tamtą stronę.
I chociaż na grzeczności to jej nie zbywało,
To czasami od mamy przy babci klapsa dostawało.
Oj dobre to były czasy, ale się skończyły,
Kiedy rodzice córeczkę wysłali do szkoły ...
Dbali o to, by ją porządnie wychować,
A do pełnoletności też wyedukować.
I tak biegło życie, dziewczę dorastało,
A oprócz nauki na chłopców czasami zerkało.
Często były wspólne wycieczki z zabawami -
Młodość też się rządzi swoimi prawami …


Przychodzi czas pracować i czas na kochanie,
Taka jest kolej rzeczy moje Drogie Panie.
Czas, by się pobrać, założyć rodziny.
Tak się dzieje od wieków i nie z waszej winy.
Czas mija szybko, moje Drogie Panie,
A nas już dzisiaj nie stać na kochanie.
Możemy tylko patrzeć, jak nasze wnuczki,
Kochają swoich chłopców, nie bacząc na nauczki.

My tylko marzymy, mówię Wam bezsprzecznie,
Aby miłość wnuczków do nas - trwała wiecznie.

Robert Chromiński 08.03.2005r.

 
♦♦♦

"Człowiek i drzewo"


Ty wyrosłoś z korzenia, a ja jestem z nasienia,
Ciebie i mnie karmi nasza ziemia.
Ty wyrosłoś małe, masz małe gałązki,
Ja też mam małe nóżki i rączki.
Ty rośniesz szybciej jak potrzeba,
Mija lat kilkanaście a już sięgasz nieba.
Ja mężnieję dopiero po dwudziestce,
Ty choć wysokie, ale rośniesz jeszcze.
Ty masz listki i kwiatem całe obłożone,
Gdy kwiat obleci to masz owoce zielone.
Ja mam dwie ręce, silnie umięśnione,
Pracują, by kupić Twoje owoce zielone.
Tak to trwa latami, równo pracujemy,
Ale przychodzą lata, gdy się starzejemy.
Twoje gałązki żółkną, więdną owocu nie dają,
A moje ręce już się do pracy nie nadają.
U Ciebie lecą listki i kora odpada,
A u mnie włos posiwiał, a i cera blada.
Ciebie wichry łamią, lecz karpa zostaje,
Z żyjących jeszcze korzeni, nowe drzewko daje.
Ja pozostawiam synów, oni dzieci swoje,
Gdy odejdę o zanik mego rodu się nie boję.
A Ciebie zobaczę w rajskim parku
... drzewko moje.
Robert Chromiński 08.01.2006r.


♦♦♦

"O jednym Ignacym Pliszce "

Na górnickiego, koło Dantyszka, w nowiutkim
domku z remontu,
Żył sobie jeden Ignacy Pliszka z żoną i dzieckiem
od frontu.
Ona była wierności wzorem i gotowała też świetnie,
A on był w biurze kalkulatorem, a dziecię było nieletnie.

I żyć by mogli szczęśliwi tacy, jak polne
chabry i łanie,
Lecz ten Ignacy, jak wyszedł z pracy, codziennie miał
jakieś zebranie.
Żona z obiadem czeka wieczorem, łzy kapią
w danie jej mięsne,
„Cóż z moim ojcem kalkulatorem?”
– skarży się dziecię nieszczęsne.

Wystygła zupa, zasnęło dziecię, zbladła twarz żony okrągła,
Powrócił ojciec rano o 3.00, bo się dyskusja przeciągła.
Więc ona jego błaga w tej męce –
„Mężu mój ślubny, Ignacy,
Nie chodź już na te zebrania więcej!
Wracaj do domu po pracy!”
On na kolana przed nią się rzucił,
pierś męską wstrząsa mu łkanie.
Ale jak poszedł, znowu nie wrócił,
bo znów miał jakieś zebranie.
Lecz dnia pewnego nagle w tym biurze,
drzwi otwierają się ciężkie.
Na progu staje dziecię nieduże,
ze łzami w oku płci męskiej.

Stoi i stoi, biedny chłopczyna,
na wszystkie patrzy się strony,
Ach któryż z was jest Ignacy Pliszka,
któryż mój ojciec rodzony.
Trzy lata żyję ja na tym świecie
i smutek serce mi toczy,
Bom jeszcze dotąd nieszczęsne dziecię,
ojca nie widział na oczy.

Ach jaki płacz się zrobił w tym biurze,
kobiety mdlały na sali,
A ojciec z synem, jak te dwie róże,
nic tylko się całowały.
Ty, żeś, ty żeś mój ojciec drogi,
który na świat mnie wydałeś.
Ty żeś, to ty żeś synku niebogi,
co jak wracałem to spałeś.
Ale się zaraz musieli rozstać
i rzekł w tym ojciec –
„Kochanie, wracaj do domu,
ja muszę zostać, bo mam dziś ważne zebranie!”


♦♦♦

"O STAWOWIAKACH"


„Stawowiacy”, któż to taki?
Rozśpiewane dziewczyny i chłopaki!
Albo może inaczej ktoś powie,
To z „Domu nad Stawami” panie i panowie.

Choć wszyscy wiek mają już dojrzały,
Ale naszemu domowi przysparzają chwały.
Do różnych domów w kraju wyjeżdżają,
A nasz domek i miasto wszędzie rozsławiają.

Najwięcej w sąsiednich domach gościmy,
Ale bardzo daleko również wyjeżdżamy.
Choć do niepełnosprawnych się zaliczamy,
Lecz gdziekolwiek zajedziemy to koncertujemy.

Nasz pojazd służbowy to mały „Lublinek”,
Może pomieścić czterech chłopców i dziewczynek.
A jeśli blisko zaproszenie mamy,
To naszym „Lublinkiem” dwa razy obracamy.

Kiedy do dalszych domów wyjeżdżamy,
To skompletować zespół wielki problem mamy.
Bo do wyjazdu chętnych mamy wiele,
Ale miejsc w „Lublinku” mamy niewiele.



Przyjeżdżając tylko możemy zazdrościć,
Zespołom przyjeżdżającym z innych miejscowości.
Inni w występach nie równają z nami,
Ale przyjeżdżają dużymi busami.

Dlatego „Stawowiacy” Pana Prezydenta Proszą,
I w imieniu Dyrekcji swe prośby zanoszą.
By na wiosnę pomyślał o „Domku nad Stawami”,
A wielkie dzięki, już dzisiaj składamy.

Wiele szkół i przedszkoli w Siedlcach odwiedzamy,
Recytujemy wiersze – najwięcej śpiewamy.
Dajemy koncerty w Święta Narodowe,
Śpiewamy pieśni ludowe, jak również wojskowe.

Wszystko jest piękne, lecz co by to było,
Gdyby naszej Przyjaciółki w zespole nie było.
Jest to Sercem nam oddana, pani Antonina Mąka,
Przygrywa nam na swych skrzypeczkach ona.

Jest ona również poetką – czyta swoje wiersze,
Czytając i grając przy wszystkich uciesze.
Zespołom młodzieżowym i kościelnym przygrywa,
Dla „Stawowiaków” zagrać zawsze czasu zbywa.

Mąż pani Tosi – Eugeniusz, często jej asystuje,
Śpiewa dawne pieśni i recytuje.
A wyjeżdżając z nami na konkursy, koncerty,
W recytowaniu poezji, zawsze bywa pierwszy.

Drugim z Przyjaciół jest pan Wiesław Koczkodaj,
Gdyby nam nie pomagał, czego Boże nie daj …
Był on członkiem sławnego „Podlasia” zespołu,
Kiedy jest z nami cieszymy się pospołu.

Pan Wiesław u nas nie tylko pięknie wyśpiewuje,
Ale jako artysta dekorator, Kaplicę nam dekoruje.
Święta Bożego Narodzenia albo Wielkiej Nocy,
Żłóbek i Grób Chrystusa dekoruje w nocy.

U nas duszą towarzystwa jest i nas rozwesela,
W piątek, świątek i niedziela.
Na wyjazdach bawi nas,
Dla nas zawsze znajdzie czas.

Zespół „Stawowiaków” prowadzi pani Grudzień Ania,
Myśli ona o zespole z wieczora i rana,
Do jakiego domu wyjechać mamy,
Co będziemy recytować i co zaśpiewamy.

Dlatego „Stawowiacy” dobrze się trzymają,
I nasze kochane Siedlce wysławiają.
A mając w „Domu nad Stawami” dusze tak zbratane,
Wszędzie będziemy rozsławiać swe miasto kochane.

Rot – Chi 12.09.2008 r.


♦♦♦

"Siedlce – moje miasto"


W czasach II Rzeczpospolitej, ja się urodziłem,
Ale z dziada –pradziada – Podlasiakiem byłem.
A kiedy przestały strzelać armaty w Berlinie,
Wtedy się znalazłem w siedleckiej mieścinie.

Było ono niewielkie i znacznie zniszczone,
Wszędzie gruzy, w którą spojrzeć stronę.
Na ulicy Asłanowicza ja zamieszkałem,
I do szkoły w stronę parku drogę przemierzałem.

Chciałem być metalowcem, tworzyć coś z metalu,
Musiałem pożegnać Siedlce – chociaż w wielkim żalu.
Uczyłem się w Poznaniu rzemiosła swojego,
A praktykę zdobywałem u H. Cegielskiego.

Kiedy szkoła się skończyła, świadectwa rozdali,
W wielkich zakładach w Polsce pracować kazali.
W różne strony Polski do fabryki jechali,
I tam pracując 2-letni nakaz odrabiali.

Ja ze swej strony po wielkim staraniu,
Skierowany zostałem do FSO w Warszawie Żeraniu.
W Domu Młodego Robotnika na Pradze mieszkałem,
I jako nastolatek na dwie zmiany pracowałem.

Gdy około 23. do domu wracałem,
I kolację w kuchni naszej dostawałem,
Spożywając kolację w okno spoglądałem,
I widziałem światełka, jak konstrukcję Pałacu Kultury spawali.

Co miesiąc jednak do Siedlec jeździłem,
I rodzinę swoją, kolegów zawsze odwiedziłem.
Chodząc po mieście, choć czasu było mało,
Widziałem co się nowego budowało.

W końcu się zgodziłem, dałem sprowokować,
Aby się na budowlańca przekwalifikować.
Nie trudno mi było się przekwalifikować,
Gdyż dalej z metalem musiałem pracować.

Mając żyłkę wojskową, to z ojca po troszce,
Zaciągnąłem się do Brygad Służba Polsce,
I 71 Węglowej służbowałem,
I w Kopalni „Murcki” węgiel fedrowałem.

A że chciałem się wykazać dobrze pracowałem,
To sobie szybko Ślązaków zjednałem.
Nadgórnik za mną chodził, gorąco namawiał,
Abym po zakończeniu służby u nich pozostawał.

Podobali mi się Ślązacy, bardzo pracowici,
Uczynni, koleżeńscy to się bardzo liczy.
I choć już miałem zostać, już przesłanki były,
Lecz jednak ciągną żyły gdzie się urodziły.

Wróciłem do Siedlec, zacząłem pracować,
Aby drogę do życia sobie przygotować.
Pracując w budownictwie trudności nie miałem,
Gdyż w nowym rzemiośle metal obrabiałem.

Osiągnąłem wiek dojrzały, Ojczyzna wezwała,
I byłemu Junakowi S.P. do wojska iść kazała.
Tam służyłem, skończyłem szkołę i awansowałem,
Ale do służby zawodowej to chęci nie miałem.

I choć Gdańsk miasto duże, no blisko morze,
Ale wracaj do Siedlec! Moje dziecię choże.
Wróciłem do pracy, swojego rzemiosła,
W Siedlcach czułem się najlepiej a kasa wciąż rosła.

Pracując dla swego miasta, pracy się nie bałem,
Na kilku ulicach w Siedlcach wodociąg budowałem.
Dzielnicę przemysłową na Brzeskiej budowałem.
Brzeska trasą międzynarodową, problem rozwiązałem.
I kopiąc tunel, jak w kopalni, kanał podłączałem.

I tak biegły lata, zawsze pracowałem,
Synowie urośli, a nawet wnuczków doczekałem.
Wnuczka już studiuje, wnuczek zdaje maturę w Prusie,
Na studia się szykuje, indeksu oczekuje.

A cóż ja mówiąc między nami,
Piąty rok żyję i mieszkam, w „Domku nad Stawami”.
Żeby być sprawnym, to trochę społecznie pracuję,
W zespole „Stawowiacy” zaśpiewam,
Gram jakąś rolę, a czasem pisuję.

Nie dbam o zaszczyty, ani się nie chwalę,
Wiem tylko, że coś po sobie zostawię.
Rot-Chi 15.05.2005r.


♦♦♦


... cisza ...

UWAGA PROMOCJA
PROMOCJA
KULTURALNEGO ZACHOWANIA SIĘ
NA STOŁÓWCE

Szykuj się do posiłku,
Już pora wybiła,
I umyj ręce przed jedzeniem,
Jak mama uczyła.
Będąc przed stołówką bzdury opowiadaj,
A na sali jadalnej to już nic nie gadaj!
Wchodząc na jadalnię patrz, co oferują,
Nasze kochane kucharki, co smacznie gotują.
Zasiadaj do stołu, życz wszystkim smacznego,
Chwal wszystkim, że dawno nie jadłeś
obiadu takiego.
Po zjedzeniu zaraz wszystkim podziękujesz,
I udasz się na terapię, rehabilitację,
Tam jeszcze lepiej się poczujesz.


Robert Chromiński 2005r.



„Ojczyzna – kiedy myślę – wówczas wyrażam siebie
i zakorzeniam,
mówi mi o tym serce, jakby ukryta granica, która
ze mnie przebiega ku innym ...”
Jan Paweł II

"W drodze do nieba..."


Przez 600 lat żeśmy Ciebie Matko i Królowo upraszali,
Abyś w ciężkich latach Ojczyzny zawsze była z nami.
Ale w XX wieku Tyś nas wysłuchała,
I najwierniejszego syna Polski do Rzymu wysłała.
On tam postanowił, a że jest Polski synem,
Objechać świat cały głosząc wiarę być Papieżem Pielgrzymem.
A że był nieskończenie wierny Tobie i Twemu synowi,
W modlitwach swych prosił, abyś pomogła polskiemu ludowi.
Ona jego gorących modlitw wysłuchała,
I kilkakrotnie do Polski i swego tronu wzywała.
W czasie pontyfikatu tyle razy w swej Ojczyźnie byłeś,
I w modlitwach z narodem o wolność Ojczyzny prosiłeś.
Będąc w Warszawie powiedziałeś: By się nie lękali,
I wielu z nich dla wiary i Ojczyzny swe życie oddali.
Że dzisiaj Ojczyznę wolną, chrześcijańską mamy,
To Tobie Ojcze Święty wszystko zawdzięczamy.
Kiedykolwiek do Ojczyzny przyjeżdżałeś
To na swój kochany Kraków i góry patrzałeś.


W Katedrze się gorąco z wiernymi modliłeś,
Zostałeś wysłuchany i naszemu orłowi koronę włożyłeś.
Tyle krajów w czasie swej świętej posługi odwiedzałeś,
Ziarna naszej świętej wiary tam zasiewałeś,
Które dzisiaj rosną i się rozmnażają,
A naszą świętą wiarę chrześcijańską umacniają.
Wszędzie w jakimkolwiek kraju Byłeś,
Głosząc MIŁOŚĆ, wielu ludziom - serca otworzyłeś.
W przedostatnim z pobytów w Ojczyźnie, w Siedlcach zagościłeś,
I z rozmodlonym ludem Podlasia na Błoniach się modliłeś.
My o tym pamiętamy i upamiętniające kapliczki stawiamy,
A Błonia Siedleckie – „Papieskimi” nazywamy.
Władze Miasta i Diecezja miejsce uwiecznili,
A w miejscu ołtarza olbrzymi Krzyż postawili.
Wierni z naszego miasta tutaj modły odprawiają,
A błogosławieni męczennicy z Pratulina miejsce uwieczniają.
Odszedłeś do Pana wszyscy bolejemy,
Jesteś naszym Świętym do Ciebie modlić się będziemy.
Ojcze Święty jesteś blisko Boga, u boku Jego,
Wyproś miłosierdzie i wiele łask dla kraju Twojego.
Ps.
A ja ze swej strony ten gest uczyniłem,
Że w kwietniu pod Krzyżem kwiaty posadziłem.
Jeździłem z wodą pod Krzyż, kwiaty podlewałem,
Gdy zakwitły w tym wielką satysfakcję miałem.
A że mieszkam blisko Krzyża w „Domku Nad Stawami”,
To miejsce uświęcone będzie w każdym roku mego życia,
Zdobione kwiatami
Rot-Chi kwiecień 2005 r.